PIOTR BODYK

Mieszkaniec Nowicy (ur.1976 r.) wyrabiający w latach ok 2000-2012 kopystki i łyżki; jego dziadek Jan (1902-1987) i ojciec Andrzej (1929-2012) również je wyrabiali stosując przy tym m.in. tokarki ręczne. Wspominając pracę ojca dotyczącą produkcji łyżek zwraca uwagę na stan jego zdrowia upatrując w tym przyczynę tego, że wyrabiał je sporadycznie i w ograniczonym zakresie, kontynuując mówi: „Aczkolwiek jak ja zaczynałem robić, no to mi fachową taką wiedzą jeszcze pomógł. Właśnie jak to się robiło siekierką, jak to się robiło tym nożem oburęcznym w tym tak zwanym przez nas dziadzie. No to mi jeszcze przekazał i pokazał tata i pierwszą zimę jak zaczynałem te łyżki robić, no to obrabiał mi je, pomagał w dużym stopniu właśnie tata. (…) u nas tutaj ja jakby odnowiłem tą tradycję, przy dużym wsparciu taty”. Dużo wcześniej, już jako młody chłopak zafascynował się maszynową produkcją łyżek. Będąc nastolatkiem potrafił godzinami obserwować pracę sąsiada Stefana Cymbały. Tak o tym mówił podczas wywiadu: „pamiętam, miałem taki etap w życiu jak miałem kilkanaście lat, a nawet może mniej, to lubiłem, jak Stefan sobie robił łyżki. Przychodziłem do warsztatu i stałem tak pół dnia i się przyglądałem, jakoś tak strasznie to lubiłem. Nie wiem, magicznie na mnie te maszyny działały, czy sama ta robota (…)”. Pomagał również sąsiadowi – przyklejał naklejki na trzonki łyżek. Dalej wspomina, że te długie godziny spędzone na obserwowaniu pracy wykonywanej podczas poszczególnych etapów powstawania łyżki niewątpliwie pomogły mu, kiedy sam zaczął je produkować. Łyżki wyrabiano wówczas głównie zimą. Piotr Bodyk nad zbudowaniem swojej maszyny pracował pół roku i jak mówi nikt we wsi nie robił dokładnie taką metodą jak on. Wówczas w Nowicy każdy wytwórca we własnym zakresie takie maszyny konstruował, łyżki były zbliżone kształtem ale i tak można było rozpoznać kto, którą wyprodukował:  „Jak robiłem łyżki, więcej osób w Nowicy robiło, no to byłem w stanie rozpoznać – ktoś by mi rozłożył nie wiem, 10 łyżek – no to był taki okres, że byłem w stanie rozpoznać, która łyżka jest czyja. No bo to było takie, mimo że się niby na tych maszynach już jakichś tam robiło, to było jeszcze i tak na tyle rękodzieło, że nawet te maszynowe łyżki było w stanie rozpoznać, która łyżka jest czyja. Kto jak ją robił, kto jak wykańczał”. Każdy robił również własne szablony do łyżek, często trzeba było poświęcić 2-3 dni na to aby szablon był „w miarę mocny, solidny, żeby się też nie wycierał”. Szablon bowiem musiał się za każdym razem, kiedy się robiło łyżkę, „przetrzeć po pierścieniu oporowym” maszyny, zatem musiał być wytrzymały. Piotr Bodyk korzystał z szablonów metalowych. Dużym przełomem w pracy łyżkarza było odkrycie, że kopystki mogą być wykonywane z drewna suchego. Przy produkcji łyżek czy kopystek z drewna mokrego końcowy produkt musiał być wysuszony jeszcze tego samego dnia: „bo jeżeli to zostawimy do następnego dnia, to to zczerwienieje, nabierze taką barwę brzydką czerwoną. Nawet po wysuszeniu ten kolor taki zostawał i tego już nie szło zczyścić, najgorzej środek”. Czasami pomagało wystawienie produktów na mróz i „ten mróz tam powodował to, że ta łyżka tak nie przybierała tej barwy innej, ale jednak było to”. Po tych doświadczeniach Piotr Bodyk odkrył, że kopystki może wyrabiać z drewna suchego, jak sam mówi: „ więc mogłem zacząć większą ilość robić i dany etap nie musiałem skończyć, mogłem na każdym etapie robotę przerwać, (…) i wrócić za dzień czy za dwa i kończyć te kopystki do końca”.  Piotr Bodyk przy czyszczeniu swoich wyrobów korzystał z tzw. „beczkowania”: „(…) ja zrobiłem taką beczkę, nie za dużą bo to też była moja próba, czy to do łyżek się nada – bo mnie straszyli, że to się nie nada, bo łyżki będą pękać, będą się szczypać i kto to widział, nikt łyżek tak nie robił, to trzeba tylko ręcznie wszystko dokładnie wyczyścić. No ale ja miałem taki charakter, jaki miałem, że się nie poddałem tylko tą beczkę zrobiłem, wrzucałem tam, powiedzmy, 100 tych łyżek, wrzucałem troszkę świeczek białych, żeby parafiny pozyskać z nich. I zrobiłem taką przekładnię z silnika elektrycznego, że ta beczka się obracała bardzo wolniuteńko. I te łyżki się tam pomalutku przesypywały, przesypywały, ocierała się jedna o drugą, troszkę pobierały tej parafiny, i jak wysypałem z tej beczki, to łyżki były bardzo śliskie, tak wyczyszczone fajnie, że na przykład tak do przykładu powiem, jak małych łyżek, z worka wysypałem 200, to się zrobiła taka górka i one tak stały. A jak z worka wysypałem 200 tych beczkowanych łyżek, to się rozjechały wszystkie po domu, bo były takie fajne śliskie”. Według Piotra Bodyka nikt przed nim nie korzystał w Nowicy z tej metody wykańczania łyżek. Znana ona była w pobliskich Leszczynach gdzie w ten sposób pomagano sobie w uzyskaniu gładkości innych przedmiotów drewnianych jak np. wieszaków, ale w Nowicy nie była stosowana.

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *